W Centrum Olimpijskim PKOl w Warszawie przy ul. Wybrzeże Gdyńskie 4 otwarta została wystawa fotograficzna prezentująca najciekawsze momenty z olimpijskich aren. Autorami zdjęć jest dziesięciu czołowych naszych fotoreporterów akredytowanych przy igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Jednym z nich jest Szymon Sikora (PKOl), który opowiada o specyfice fotografowania regat wioślarskich.
Podobno w trakcie regat wioślarskich w Rio nie mieliście wcale ułatwionego zadania
Zawody wioślarskie w Rio de Janeiro rozgrywane były na Lagoa Rodrigo de Freitas - dużym obiekcie wewnętrznym, które było w zasadzie jeziorem, otoczonym pięknymi górami. Jednak jak się okazało organizatorzy nie przewidzieli tak zwanej „szosy” wzdłuż toru, po której przemieszczają się specjalne wozy dla fotografów. Co prawda pływały tam motorówki, które nie robią fal, ale praktycznie nie można było śledzić zmagań przez cały czas. Znaczną część rywalizacji oglądaliśmy raczej na telebimie, a na zdjęciach można było uwiecznić tylko start i metę.
Czy wioślarstwo jest trudnym sportem do fotografowania?
Wioślarstwo jest generalnie bardzo specyficznym doświadczeniem dla fotografów. Ja osobiście uważam, że tam liczą się dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest start, gdzie wioślarze na początku zmagań tworzą fantastyczny pióropusz wody. Drugim ważnym momentem jest meta, bo to tam rozgrywają się pewne emocje. Wiadomo, że zawodnicy siedzą w pewnej odległości od siebie, więc tam nie ma, aż tylu interakcji między osobami - co najwyżej mogą się poklepać po plecach. Na wystawie fotograficznej w Polskim Komitecie Olimpijskim mamy jedno takie zdjęcie, gdzie Magda (Fularczyk-Kozłowska – przyp. red.) całuje swoją partnerkę. Proszę mi wierzyć, że to jest naprawdę sztuka, żeby przytulić się do siebie i trzeba naprawdę nieźle się wygiąć.
Fotografia sportowa wymaga natychmiastowego działania. Nie pojawia się w pana zawodzie stres, że być może zareaguje pan zbyt późno i przegapi jakiś moment?
Oczywiście, że taki stres zawsze się pojawia. W fotografii sportowej są tak zwane „magiczne momenty” i stanowią je ułamki sekund w trakcie których rozgrywa się decydująca akcja. Często nawet nie wszyscy potrafią je dostrzec. Natomiast dzięki technologii aparatów można takie momenty uchwycić. W tych sytuacjach główną rolę odgrywa kilka rzeczy. Pierwszą są możliwość sprzętowe. Obecne aparaty są w stanie zapisać jedenaście lub nawet czternaście klatek na sekundę, co pozwala „złapać” wiele fantastycznych momentów. Na pewno też ważną rolę odgrywają wrażliwość fotografa i doświadczenie, które podpowiadają mu na co trzeba uważać. To jest taka trochę intuicja, która mówi nam jak powinniśmy się zachować. Wiadomo, że nie odkłada się aparatu, kiedy skończy się wyścig i nie cieszy się razem z ekipą, bo wtedy tak naprawdę dzieją się rzeczy, które powinno się fotografować. Właśnie wtedy widać uczucia i emocje – szaleństwo po wygranej czy łzy po porażce.
Ile waży cały sprzęt z jakim wybiera się pan na zawody?
Stanowczo zbyt dużo, żeby wsiadać na łódź wioślarską (śmiech). Cały sprzęt waży sporo, choć oczywiście zależy to od preferencji fotografa. Zwykle nosi się dwa podstawowe zestawy i oczywiście dodatkowo ma się przy sobie laptop, na który od razu zgrywa się zdjęcia i je edytuje a potem przesyła do Internetu. Nosimy też ze sobą długoogniskowe obiektywy, które są potrzebne do takich dyscyplin jak wioślarstwo czy żeglarstwo, gdzie jest się daleko od fotografowanego obiektu i które ułatwiają nam życie. Także trochę tego sprzętu jest…
Rozmawiała Anna Daniluk, fot. Jan Rozmarynowski